pustka w głowie
pustka w sercu
pustka w duszy
skończyć się nie chce
"a to dopiero początek"
powiedział zły los
i odszedł w ciemność
lecz nie na długo
mścić chce się na mnie
mścić chce się za me czyny
lecz czym zawiniłam
tymi szklanymi łzami?
którymi ktoś mi je ziścił?
lecz czym zawiniłam?
raną w sercu?
którą ktoś mi wyrył tępym nożem?
lecz los stoi dalej
bez ruchu
odpowiedzieć mi nie chce
"to moje przeznaczenie"
odpowiedział nagle
a ja z łzami szłam dalej
przez mą drogę
obok były inne
najdalsza była ledwo widoczna
twarzy widać nie było
obok dwie jeszcze stały
kiwały... machały...
najbliższa mej...
kobieta w czarne szaty przybrana
blada jak ściana
stanęła bo drogi jej kres był
wciąż w pamięci ją mam
łzy lecą...
z boku los zawitał
"nie zatrzymuj się"
rozkazywał mi bez wytchnienia
szłam dalej zmęczona byłam...
spotkałam tam Ciebie
bukiet krwistych róż podarowałeś
stanęłam razem z czasem
odpocząć na chwilkę chciałam
kłamstwo za tobą stało
"weź" -krzyczało
lecz czas znów pobiegł
a ja wraz z nim
droga kręta była
raz na lewo
raz na prawo
raz z górki
raz pod
wiatr zawiał mi w oczy
oddychać nie mogłam
dusiłam się znowu
wszedłeś na nią- na mą drogę
nie słuchałeś mnie jednak
czarne, cierniste róże...
trzymasz w dłoni
a za tobą znowuż kłamstwo stoi
"weź! weź"- krzyczało głośniej niż przedtem
popychało... zmuszało... cięło serce nożem...
bym cierniste i czarne róże wzięłam
od róż serce krwawiło...
od ich woni łzy leciały...
od koloru umierałam...
zaufałam poznałam skrzywdziłeś mnie...
zniszczyłeś mnie...
łzy lecą serce krwawi
me życie znika
droga się zwęża
a ty dajesz mi ten tępy nóż
a tuż za tobą kłamstwo krzyczy
"weź! weź! weź!"
jak zacięty powtarzał
oszukałeś mnie nie jeden raz
oszukałeś mnie nie dwa razy
podarunku nie przyjmę
byś ranić nie mógł mnie
a ty we złości wbijasz ten tępy nóż w serce
i odchodzisz znikasz we mgle
jak upadły anioł
czołgam się dalej
a droga coraz węższa
los podnosi
los uderza
na dodatek zabić i on mnie chce
łzy nie lecą
bo ich już nie mam
wypłakałam wszystkie
zobaczyłam z lewej strony
znów ktoś znikną
i przeleciał w postaci wiatru koło mnie
otuchy dodał
odpoczywam...
a on mnie pcha bym szła dalej
osoba...
ta co najdalej była
a twarzy nie widziałam już
jej nie ma uciekła gdzieś
a tak bliska kiedyś była
aż się oddaliła
jedna osoba
ta z tych bliskich
gdzieś jej sylwetkę
nie wyraźną we mgle widziałam
ta druga w tym samym miejscu tkwiła
aż jej droga się skończyła
i w wiatr się zamieniła
ja wciąż ranna idę
odejść chce stąd
bo los zły jest
znowu mnie pcha bym szła dalej
odpoczynku mi trzeba!!!
krzyczę bezlitośnie
zmęczona jestem!!!
chce odetchnąć i nabrać sił!!!
Tak niewiele mi trzeba...
miłości już nie pragnę
bo sama nie wiem już co to jest
zniszczona przez świat
mknę dalej
na końcu nie chce zostać
bo śmierć męczyć cię inaczej będzie
a rano już ryki jej kroki słyszałam
cisza... nikogo obok mnie nie ma
zostałam sama?
wszyscy opuścili mnie
zagubiona jestem...
dwie drogi do wyboru mam
los drwi,
los popycha znów...
czekać nienawidzi tak jak i mnie
poszłam na lewo
wrócić się nie mogłam
bo śmierć bym inaczej spotkała
a umrzeć tak bym nie chciała
droga znikła!!!
gdzie iść dalej?
zamienić w wiatr się nie chce
łamie zasady
biegnę przed siebie
chodź drogi swej już nie mam
trawa taka przyjemna jest
po raz pierwszy dotknęłam ją
biegnę ile sił w nogach
chwytam wiatr
choć bez nikogo
jestem po raz pierwszy szczęśliwa
ma twarz się śmieje cała
bez ustanku
losu nie widać
po raz pierwszy
nie meczę się
dalej skacze łapie motyle
na ręce swe spojrzałam
w wiatr się zamieniły
jak to możliwe?
ma droga nie istnieje
nie ma jej a jednak wiatrem jestem
do wrót złotych doszłam
nikogo tam nie było
tylko ja sama...
jak zawsze bez nikogo
no i znowu łzy ktoś podarował
ponownie szloch wrócił
chce szczęścia na mych dłoniach
chce żyć a nie być
przeszedł ktoś koło mnie
nie zauważył że jestem
też był wiatrem
i to takim znajomym...
teraz stoję przed bramą
wiele ludzi przeszło
lecz nikt nie zauważył mnie
machałam rękami
kręciłam się w kółko
lecz nikt nie odezwał się do mnie...
wciąż tu stoję
na jakąś piękną chwile czekam
nie pojawiła się
przeszedł ktoś obok mnie
zimny wzrok na mnie rzucił
i tępy nóż chciał znowu wetknąć
a kłamstwo się przyczepiło
"weź!" krzyknęło złośliwie
czemu odmówić nie mogę?
choć raz mu powiem nie
lecz trudne to jest
"nie! nie!" mówię przejęta
kłamstwo pcha i wyzywa
on stoi
a złota iskra mu błyszczy w oczach
odszedł i on bez słowa
a mi łzy lecą jak rzeka...
wciąż tak trwam z pustką
w beznadziei trwam
jak mam żyć?
zmęczona... wyczerpana...
ktoś zamkną oczy me
otworzyć ich nie mogłam
czarna pustka przytłacza mnie
to śmierć dogoniła i uśpiła na wieki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz