poniedziałek, 12 maja 2008

Długa droga...


pustka w głowie

pustka w sercu

pustka w duszy

skończyć się nie chce

"a to dopiero początek"

powiedział zły los

i odszedł w ciemność

lecz nie na długo

mścić chce się na mnie

mścić chce się za me czyny

lecz czym zawiniłam

tymi szklanymi łzami?

którymi ktoś mi je ziścił?

lecz czym zawiniłam?

raną w sercu?

którą ktoś mi wyrył tępym nożem?

lecz los stoi dalej

bez ruchu

odpowiedzieć mi nie chce

"to moje przeznaczenie"

odpowiedział nagle

a ja z łzami szłam dalej

przez mą drogę

obok były inne

najdalsza była ledwo widoczna

twarzy widać nie było

obok dwie jeszcze stały

kiwały... machały...

najbliższa mej...

kobieta w czarne szaty przybrana

blada jak ściana

stanęła bo drogi jej kres był

wciąż w pamięci ją mam

łzy lecą...

z boku los zawitał

"nie zatrzymuj się"

rozkazywał mi bez wytchnienia

szłam dalej zmęczona byłam...

spotkałam tam Ciebie

bukiet krwistych róż podarowałeś

stanęłam razem z czasem

odpocząć na chwilkę chciałam

kłamstwo za tobą stało

"weź" -krzyczało

lecz czas znów pobiegł

a ja wraz z nim

droga kręta była

raz na lewo

raz na prawo

raz z górki

raz pod

wiatr zawiał mi w oczy

oddychać nie mogłam

dusiłam się znowu

wszedłeś na nią- na mą drogę

nie słuchałeś mnie jednak

czarne, cierniste róże...

trzymasz w dłoni

a za tobą znowuż kłamstwo stoi

"weź! weź"- krzyczało głośniej niż przedtem

popychało... zmuszało... cięło serce nożem...

bym cierniste i czarne róże wzięłam

od róż serce krwawiło...

od ich woni łzy leciały...

od koloru umierałam...

zaufałam poznałam skrzywdziłeś mnie...

zniszczyłeś mnie...

łzy lecą serce krwawi

me życie znika

droga się zwęża

a ty dajesz mi ten tępy nóż

a tuż za tobą kłamstwo krzyczy

"weź! weź! weź!"

jak zacięty powtarzał

oszukałeś mnie nie jeden raz

oszukałeś mnie nie dwa razy

podarunku nie przyjmę

byś ranić nie mógł mnie

a ty we złości wbijasz ten tępy nóż w serce

i odchodzisz znikasz we mgle

jak upadły anioł

czołgam się dalej

a droga coraz węższa

los podnosi

los uderza

na dodatek zabić i on mnie chce

łzy nie lecą

bo ich już nie mam

wypłakałam wszystkie

zobaczyłam z lewej strony

znów ktoś znikną

i przeleciał w postaci wiatru koło mnie

otuchy dodał

odpoczywam...

a on mnie pcha bym szła dalej

osoba...

ta co najdalej była

a twarzy nie widziałam już

jej nie ma uciekła gdzieś

a tak bliska kiedyś była

aż się oddaliła

jedna osoba

ta z tych bliskich

gdzieś jej sylwetkę

nie wyraźną we mgle widziałam

ta druga w tym samym miejscu tkwiła

aż jej droga się skończyła

i w wiatr się zamieniła

ja wciąż ranna idę

odejść chce stąd

bo los zły jest

znowu mnie pcha bym szła dalej

odpoczynku mi trzeba!!!

krzyczę bezlitośnie

zmęczona jestem!!!

chce odetchnąć i nabrać sił!!!

Tak niewiele mi trzeba...

miłości już nie pragnę

bo sama nie wiem już co to jest

zniszczona przez świat

mknę dalej

na końcu nie chce zostać

bo śmierć męczyć cię inaczej będzie

a rano już ryki jej kroki słyszałam

cisza... nikogo obok mnie nie ma

zostałam sama?

wszyscy opuścili mnie

zagubiona jestem...

dwie drogi do wyboru mam

los drwi,

los popycha znów...

czekać nienawidzi tak jak i mnie

poszłam na lewo

wrócić się nie mogłam

bo śmierć bym inaczej spotkała

a umrzeć tak bym nie chciała

droga znikła!!!

gdzie iść dalej?

zamienić w wiatr się nie chce

łamie zasady

biegnę przed siebie

chodź drogi swej już nie mam

trawa taka przyjemna jest

po raz pierwszy dotknęłam ją

biegnę ile sił w nogach

chwytam wiatr

choć bez nikogo

jestem po raz pierwszy szczęśliwa

ma twarz się śmieje cała

bez ustanku

losu nie widać

po raz pierwszy

nie meczę się

dalej skacze łapie motyle

na ręce swe spojrzałam

w wiatr się zamieniły

jak to możliwe?

ma droga nie istnieje

nie ma jej a jednak wiatrem jestem

do wrót złotych doszłam

nikogo tam nie było

tylko ja sama...

jak zawsze bez nikogo

no i znowu łzy ktoś podarował

ponownie szloch wrócił

chce szczęścia na mych dłoniach

chce żyć a nie być

przeszedł ktoś koło mnie

nie zauważył że jestem

też był wiatrem

i to takim znajomym...

teraz stoję przed bramą

wiele ludzi przeszło

lecz nikt nie zauważył mnie

machałam rękami

kręciłam się w kółko

lecz nikt nie odezwał się do mnie...

wciąż tu stoję

na jakąś piękną chwile czekam

nie pojawiła się

przeszedł ktoś obok mnie

zimny wzrok na mnie rzucił

i tępy nóż chciał znowu wetknąć

a kłamstwo się przyczepiło

"weź!" krzyknęło złośliwie

czemu odmówić nie mogę?

choć raz mu powiem nie

lecz trudne to jest

"nie! nie!" mówię przejęta

kłamstwo pcha i wyzywa

on stoi

a złota iskra mu błyszczy w oczach

odszedł i on bez słowa

a mi łzy lecą jak rzeka...

wciąż tak trwam z pustką

w beznadziei trwam

jak mam żyć?

zmęczona... wyczerpana...

ktoś zamkną oczy me

otworzyć ich nie mogłam

czarna pustka przytłacza mnie

to śmierć dogoniła i uśpiła na wieki

choć ona litość do mnie miała...

Brak komentarzy: