One nas lubią, te samotne cmentarze, one,
które są z nami tak bardzo, że nieledwie tkwią w środku nas. Paradoks
odwracalny, bo może to my w nich tkwimy. Obrysowując palcem kontur
własnego ciała, uwzględniamy pelargonię posadzoną nisko i klepsydrę
zatkniętą u wezgłowia. Szept pochylonej brzozy, splot jej chłodnych
korzeni, soczystą zieleń liści. I całując na dobranoc twoje czoło nad
lewą brwią, myślę o niedużej kaplicy z drewnianym krzyżem w poprzek.
Pachnie ziemia...